Niedawny zakup roweru* przypomniał mi o nie tak dawnej, wspaniałej inwestycji budowlanej w moim bloku. Inwestycja nie była błaha i można śmiało ją porównać do budowy Stadionu Narodowego w Warszawie czy też Ronda Ofiar Katynia w Krakowie. Głównym celem tejże inwestycji było...
...naprawienie schodów do klatki schodowej wraz z podjazdem dla wózków i osób niepełnosprawnych oraz zainstalowanie poręczy.
Po miesiącach** spędzonych na tworzeniu i analizowaniu projektów, które szarym mieszkańcom nie były znane, ekipa budowlano-remontowa, zabrał się do wytężonej pracy. Pod czułym okiem Pani Administratorki, która z cementem i kielnią jest za pan brat - robotnicy uwijali się jak mrówki. Schody rosły piękne, aż pod niebo. Po tygodniu - urosły.
Darmo wyczekiwałem dnia oficjalnego otwarcia z szampanem, nożyczkami na poduszce, wstęgą, gotową poświęcić się na rzecz cięcia poprzecznego. Ten dzień nigdy nie nastał. Dlaczego? Odpowiedź prosta. Projekt budowlany jak zwykle się rypnął. Robotnicy swoją pracę wykonali i mogę śmiało przyznać, że zrobili to z całkowitą starannością. Jednak sam projekt, pomysł, zamysł, idea jak to ma wyglądać nie sprostał wymogom zwykłych szarych mieszkańców, którzy muszą czasami po tych schodach wprowadzić coś więcej niż tylko swoje trampki.
W czym problem, każdy zapyta. I tu przydałby się rysunek techniczny wraz z sytuacyjnym, podobny do tych co w Fakcie na pierwszej stronie :). Takowego nie mam, ale postaram się wyjaśnić to prosto i klarownie. Wyobraźmy sobie, że stoimy na wprost schodów i klatki schodowej, drzwi wejściowe umieszczone są na samym środku i otwierają się wahadłowo na zewnątrz w lewo***. Podjazd dla wózków został umieszczony idealnie na wprost drzwi wraz z poręczą po swojej prawej stronie. Wszystko powinno grać, jednak nie zagrało.
Osoba na wózku inwalidzkim, która podjechała pod same drzwi, nie miała miejsca żeby je otworzyć. Oczywiście mogła to zrobić jakby tylko chciała. Miała nawet do dyspozycji trzy możliwości. Pierwsza - poprosić kogoś o pomoc. Oczywiście, ale nie zawsze jest kogo. Druga - niczym Inspektor Gadżet wydłużyć sobie rękę minimum o 5 długości i otworzyć drzwi przed wjechaniem pod nie. Trzecia - wjechać, złapać się za klamkę, zacząć zjeżdżać nie puszczając drzwi tym samym je otwierać, po zjechaniu zrobić szybki wiraż a'la Hołowczyc na chodniku i wjechać tak szybko by zdążyć przed zamknięciem się ogromnych, stalowych, ciężkich drzwi, które mogły by zrobić niezłe bubu, gdyby nie zdążył.
Drugi feler. podjazd nie został zrobiony jako jednolita pochyła ścieżka. Przecież po co sobie ułatwiać. Podjazd został zrobiony z 2 torów odpowiednio od siebie oddalonych. I tu pewnie kłaniają się normy budowlane, które Pani A. zignorowała. Wózek inwalidzki podjechał bo rozstaw torów podpasował, ale jakie było zdziwienie matek z dziećmi w wózkach które miały wybór zjechać tylko prawymi lub lewymi kołami.
Trzeci feler to poręcz. Była zamocowana tak "nisko", że osoby powyżej 190cm wzrostu nie miały żadnego problemu by jej użyć. Na dodatek była tak długa, że niemal dotykała ścian klatki schodowej, co nie powodowało problemów przy przechodzeniu osobom ważącym poniżej 40kg.
Reasumując. Niezadowolenie mieszkańców było duże. Pani A. szybko zainterweniowała i zwołała konsultacje społeczne, na które zaproszeni byli tylko wybrani. Radzili, konsultowali, rozmawiali, porównywali - dobre 4 dni. Widziałem, że podeszli do tego profesjonalnie, ponieważ postarali się o rekwizyty pomocnicze takiej jak: wózek dziecięcy w rozmiarze standard oraz wózek inwalidzki typ classic.
Po zakończonych konsultacjach, robotnicy rozkuli i zaczęli naprawiać. Po kolejnym tygodniu prac, mogliśmy się cieszyć schodami spełniającymi wszystkie standardy UE, USA, PZPN, ONZ i PKP.
Jedna inwestycja w cenie dwóch inwestycji - takich rzeczy to nawet w Erze nie oferują.
Przypisy:
*) a co zarabia się to i się wydaje
**) krótszego okresu nawet nie biorę pod uwagę
***)tak jakby wskazówka zegarka szła z 3 na 6
P.s. Ze specjalnymi życzeniami dla Pani A. dedykuję:
- tekst piosenki "Budujemy nowy dom, jeszcze jeden nowy dom..."
- Pieść o cegle Izabeli Trojanowskiej
- Pieśń socjalistyczną "Do roboty" - w wykonaniu społeczeństwa
piątek, 26 marca 2010
poniedziałek, 15 marca 2010
Nie lękaj się nie jesteś sam!
Wczorajszy przejazd windą przypomniał mi o tym, że mam sojusznika w swoim bloku. Najlepsze jest to, co przedstawię w przyszłych relacjach, sojuszników przybywać będzie :)
Wracając do moich sprzymierzeńców - jak na razie nasz wspólny front jest budowany na "słowie", ale zawsze to coś.
Pierwszy sojusznik pokazał się po 3 miesiącach od mojego zamieszkania. Wracając pewnego ciepłego popołudnia z pracy, stanąłem przed windą w oczekiwaniu na "kabinę", która miała zjawić się lada chwila na "przystanku windy". Nie chcę się chwalić, ale trochę fachowego słownictwa z dziedziny windownictwa się zna, a co.
Muzyka gra w uszach, kiedy nagle przede mną staje sympatyczny młodzieniec w wieku szkolnym, ruszając ustami w moim kierunku. Jakie było moje zdziwienie - młody chce o coś zapytać, lub nawet chce pogadać.
Nie myliłem się w żadnej kwestii. Młody chciał zapytać i pogadać. Ledwo wyjąłem słuchawki z uszu, a zaraz po towarzyskim dzień dobry dostałem z serii pytań:
Pan tutaj długo mieszka? Podoba się panu w tym bloku? itp.
Przyznam szczerze, że początek, zacząłem nieufnie, ale wystarczyło sekund kilka by przekonać się do młodego i dokładnie mu odpowiedzieć o doznaniach jakie posiadam na temat naszego wspólnego miejsca zamieszkania. Generalnie moja opinia miała zostać przedstawiona w pozytywnym świetle, ale..... nie mogłem się przemóc ponieważ, cały czas miałem w głowie, osobę Pani Administratorki, która przedstawiała się dosyć mrocznie (jako jeździec w czarnej zbroi rozrzucający za sobą zapach siarki). Nie wiedziałem czy mogę się tą opinia podzielić z nieznajomym. Z drugiej strony byłem bardzo ciekaw jak wykreowała się opinia Pani A. w umysłach młodzieży szkolnej, dodam nie licealnej.
Iście lisim sposobem postanowiłem podejść młodego. Po długiej analizie w moim cwanym umyśle - wypowiedziałem idealnie skonstruowaną opinie z zaszytym podstępnym pytaniem, po którym zagadka trapiąca moją osobę miała zostać rozwiązana. Wypowiedź, dość rozbudowana, brzmiała tak:
Oczywiście że mi się tutaj podoba blok jest i ogólnie jest tutaj bardzo przyjemnie, tylko Pani Administratorka jest taka , hmmmmmm, taka , taka trochę dziwna.
Młody spojrzał na mnie, westchnął po czym rzucił słowami ostrymi niczym maczeta:
Taaaaaaaaa, zgadzam się, nie nawiedzę su.......
Po tych słowach rozeszliśmy się w swoje strony, wiedząc że jesteśmy po tej samej stronie barykady.
Podsumowując:
- Moje mp3 - około 300zł
- Młodzież, która nie owija w bawełnę i mówi co myśli - cenne
- Mieć swojego sprzymierzeńca w walce z mroczną panią A. - BEZCENNE
Wracając do moich sprzymierzeńców - jak na razie nasz wspólny front jest budowany na "słowie", ale zawsze to coś.
Pierwszy sojusznik pokazał się po 3 miesiącach od mojego zamieszkania. Wracając pewnego ciepłego popołudnia z pracy, stanąłem przed windą w oczekiwaniu na "kabinę", która miała zjawić się lada chwila na "przystanku windy". Nie chcę się chwalić, ale trochę fachowego słownictwa z dziedziny windownictwa się zna, a co.
Muzyka gra w uszach, kiedy nagle przede mną staje sympatyczny młodzieniec w wieku szkolnym, ruszając ustami w moim kierunku. Jakie było moje zdziwienie - młody chce o coś zapytać, lub nawet chce pogadać.
Nie myliłem się w żadnej kwestii. Młody chciał zapytać i pogadać. Ledwo wyjąłem słuchawki z uszu, a zaraz po towarzyskim dzień dobry dostałem z serii pytań:
Pan tutaj długo mieszka? Podoba się panu w tym bloku? itp.
Przyznam szczerze, że początek, zacząłem nieufnie, ale wystarczyło sekund kilka by przekonać się do młodego i dokładnie mu odpowiedzieć o doznaniach jakie posiadam na temat naszego wspólnego miejsca zamieszkania. Generalnie moja opinia miała zostać przedstawiona w pozytywnym świetle, ale..... nie mogłem się przemóc ponieważ, cały czas miałem w głowie, osobę Pani Administratorki, która przedstawiała się dosyć mrocznie (jako jeździec w czarnej zbroi rozrzucający za sobą zapach siarki). Nie wiedziałem czy mogę się tą opinia podzielić z nieznajomym. Z drugiej strony byłem bardzo ciekaw jak wykreowała się opinia Pani A. w umysłach młodzieży szkolnej, dodam nie licealnej.
Iście lisim sposobem postanowiłem podejść młodego. Po długiej analizie w moim cwanym umyśle - wypowiedziałem idealnie skonstruowaną opinie z zaszytym podstępnym pytaniem, po którym zagadka trapiąca moją osobę miała zostać rozwiązana. Wypowiedź, dość rozbudowana, brzmiała tak:
Oczywiście że mi się tutaj podoba blok jest
Młody spojrzał na mnie, westchnął po czym rzucił słowami ostrymi niczym maczeta:
Taaaaaaaaa, zgadzam się, nie nawiedzę su......
Po tych słowach rozeszliśmy się w swoje strony, wiedząc że jesteśmy po tej samej stronie barykady.
Podsumowując:
- Moje mp3 - około 300zł
- Młodzież, która nie owija w bawełnę i mówi co myśli - cenne
- Mieć swojego sprzymierzeńca w walce z mroczną panią A. - BEZCENNE
czwartek, 4 marca 2010
Nie masz telewizora to nie masz Boga w sercu!
Dzisiejszy artykuł w Gazecie Wyborczej (link) przypomniał mi o mojej wspaniałej Pani Administratorce. O tym, że nie powinienem zaniedbywać procesu uwieczniania jej niebywałych działań.
Tym razem opowiem sytuację, którą znam z relacji mojej (hmmm...) nazwijmy ją narzeczoną, bo przecież inne określenie kobiety, z którą się jest w związku bez kwitu, w naszym katolickim kraju nie przejdzie. Tak więc 3,2,1 start.
Pani Administratorka w skrócie zwana "Lord Vader - rycerz Imperium Zła po Ciemnej Stronie Administracji", pewnego dnia postanowiła nam dać możliwość skorzystania z dobrodziejstwa techniki jakim jest podłączenie do gniazda typu AZART (patrz wiki). Pewnego dnia Pani A. wyczekała moment, aż opuszczę swój lokal mieszkalny kierując się w stronę pracy zarobkowej i 2 minuty po tym fakcie zapukała do mych drzwi. Zastała tylko narzeczoną - zwaną dalej "Tosia". Po otwarciu Tosia zobaczyła Panią A. wraz ze swoim majstrem przybocznym o profesji elektrycznej. Nie doczekała się niestety staropolskiego Dzień dobry tylko oda razu usłyszała wyrzut, że muszą tyle czekać, aż im otworzy. Sekundę później byli już w środku. Zażądali wskazania im gniazdka antenowego. Tosia pokornie i w stanie lekkiego zaskoczenia wskazała miejsca przy podłodze, które było zakryte tapetą (niestety po poprzednich właścicielach). I tutaj się zaczęło! Jak śmiemy zasłaniać tak ważny wtyk - tapetą!!!! I na dodatek pewnie popsuliśmy to gniazdko co powoduje brak telewizji we wszystkich mieszkaniach powyżej. Co mogła biedna Tosia? Na pierwszy zarzut odpowiedziała, że tapeta nie szkodzi, a drugi odparła potwierdzeniem poprzedniego właściciela o prawidłowym funkcjonowaniu gniazda. Oczywiście ten ping-pong o zasady ekspozycji gniazda AZART trwał trochę dłużej, ale to warto już pominąć. Majster sprawnym lamparcim ruchem dostał się do gniazdka, jednym chirurgicznym cięciem przedarł się przez tapetę i zaczął majstrować. Po minutach trzech, wygłosił swoją propozycję. Że za 20zł może nam zamontować gniazdo z całymi 3 programami (gdzie z powietrza śmiało można odbierać 6) lub za darmo zamontuje nam przejściówkę ale wtedy się nie podłączymy. Tosia wiedziała co chce wybrać, więc nie czekała na cały opis technologiczny tylko od razu wskazała - przejściówkę! Monter z zaskoczeniem w oczach zapytał jak mamy zamiar oglądać TV? Tosia sprawnym ostrzem riposty zapewniła Montera, że takiego zamiaru nie mamy bo nie mamy telewizora i mieć nie będziemy. I stało się!!!!!! Tosia nie wiedziała co uczyniła. Monter i Administratorka zaczęli parskać, dyszeć, pienić się i wykonywać inne czynności wewnątrz swojego organizmu znane tylko z filmu "Egzorcysta". W całym tym rytuale można było usłyszeć: Jak tak można żyć bez telewizora? Co my takiego robimy całymi dniami kiedy nie mamy magicznej skrzynki z obrazem? Co na to ludzie powiedzą? i wiele wiele innych zarzutów mówiących jedno - Nie masz telewizora to pewnie nie masz Boga w sercu!
Na potrzeby tego wpisu żadna postać nie została zmyślona, a imiona bohaterów zostały zmienione bez ich wyraźniej prośby. Jednak jakiekolwiek podobieństwo z tą sytuacją może być przypadkowe - ale jeśli takowe występuje to nie ma się czym chwalić.
Tym razem opowiem sytuację, którą znam z relacji mojej (hmmm...) nazwijmy ją narzeczoną, bo przecież inne określenie kobiety, z którą się jest w związku bez kwitu, w naszym katolickim kraju nie przejdzie. Tak więc 3,2,1 start.
Pani Administratorka w skrócie zwana "Lord Vader - rycerz Imperium Zła po Ciemnej Stronie Administracji", pewnego dnia postanowiła nam dać możliwość skorzystania z dobrodziejstwa techniki jakim jest podłączenie do gniazda typu AZART (patrz wiki). Pewnego dnia Pani A. wyczekała moment, aż opuszczę swój lokal mieszkalny kierując się w stronę pracy zarobkowej i 2 minuty po tym fakcie zapukała do mych drzwi. Zastała tylko narzeczoną - zwaną dalej "Tosia". Po otwarciu Tosia zobaczyła Panią A. wraz ze swoim majstrem przybocznym o profesji elektrycznej. Nie doczekała się niestety staropolskiego Dzień dobry tylko oda razu usłyszała wyrzut, że muszą tyle czekać, aż im otworzy. Sekundę później byli już w środku. Zażądali wskazania im gniazdka antenowego. Tosia pokornie i w stanie lekkiego zaskoczenia wskazała miejsca przy podłodze, które było zakryte tapetą (niestety po poprzednich właścicielach). I tutaj się zaczęło! Jak śmiemy zasłaniać tak ważny wtyk - tapetą!!!! I na dodatek pewnie popsuliśmy to gniazdko co powoduje brak telewizji we wszystkich mieszkaniach powyżej. Co mogła biedna Tosia? Na pierwszy zarzut odpowiedziała, że tapeta nie szkodzi, a drugi odparła potwierdzeniem poprzedniego właściciela o prawidłowym funkcjonowaniu gniazda. Oczywiście ten ping-pong o zasady ekspozycji gniazda AZART trwał trochę dłużej, ale to warto już pominąć. Majster sprawnym lamparcim ruchem dostał się do gniazdka, jednym chirurgicznym cięciem przedarł się przez tapetę i zaczął majstrować. Po minutach trzech, wygłosił swoją propozycję. Że za 20zł może nam zamontować gniazdo z całymi 3 programami (gdzie z powietrza śmiało można odbierać 6) lub za darmo zamontuje nam przejściówkę ale wtedy się nie podłączymy. Tosia wiedziała co chce wybrać, więc nie czekała na cały opis technologiczny tylko od razu wskazała - przejściówkę! Monter z zaskoczeniem w oczach zapytał jak mamy zamiar oglądać TV? Tosia sprawnym ostrzem riposty zapewniła Montera, że takiego zamiaru nie mamy bo nie mamy telewizora i mieć nie będziemy. I stało się!!!!!! Tosia nie wiedziała co uczyniła. Monter i Administratorka zaczęli parskać, dyszeć, pienić się i wykonywać inne czynności wewnątrz swojego organizmu znane tylko z filmu "Egzorcysta". W całym tym rytuale można było usłyszeć: Jak tak można żyć bez telewizora? Co my takiego robimy całymi dniami kiedy nie mamy magicznej skrzynki z obrazem? Co na to ludzie powiedzą? i wiele wiele innych zarzutów mówiących jedno - Nie masz telewizora to pewnie nie masz Boga w sercu!
Na potrzeby tego wpisu żadna postać nie została zmyślona, a imiona bohaterów zostały zmienione bez ich wyraźniej prośby. Jednak jakiekolwiek podobieństwo z tą sytuacją może być przypadkowe - ale jeśli takowe występuje to nie ma się czym chwalić.
Subskrybuj:
Posty (Atom)