piątek, 30 kwietnia 2010

3 historie w jednej, bo wszystko ma swój początek

Nie wiem dlaczego, ale nie wspomniałem o tym, że piękną tradycję "apeli kartkowych" u siebie w bloku, przyklejanych w strategicznych miejscach klatki schodowej - rozpocząłem JA. Nie wiem czy to powód do dumy, ale jedno wiem na pewno, że apel wiele spraw załatwić potrafi. Skutecznie.

Geneza apelu - czyli, partyzancka wymiana wkładki w zamku.

Piątkowy wieczór, ja i Tosia, jako typowi przedstawiciele polskiego społeczeństwa, pojechaliśmy na wieczorny spacer po centrum handlowym połączony z zakupami. Dla nie zorientowanych w ironii, chciałbym wyjaśnić, że takie spacery po centrach handlowych to porażka i z przyjemnością ma tyle wspólnego, co wpływ koloru pługa na obfitość plonów. Jednak zakupy trzeba robić.

Godzina wyjazdu 21:00. Zaplanowany czas realizacji, im szybciej tym mniej nerwów nadwyrężonych. Wychodząc z klatki schodowej setny raz potwierdziliśmy wizualnie brak wkładki w zamku, wymontowanej przez administrację z powodu awarii. Klatka dostępna dla wszystkich, no ale cóż, naprawa to naprawa.

Powrót do domu po 22:45. Ręce wyciągnięte do granic możliwości pod ciężarem reklamówek, siatek, siateczek i innych urządzeń transportowych z tworzywa sztucznego.Powolne podejście po "świeżo wyremontowanych schodach", kolejna wizualizacja zamka. Zaskoczenie! Nowa wkładka w zamku świeci swoją obecnością. Tosia już konstruuje, w swojej głowie pochwalne zdanie dla administracji, bogate w pochwały i pozytywne epitety, ja natomiast rzucam wszystkie torby by dumnie sięgnąć do kieszeni po klucze i wetknąć ten jeden właściwy, do dziewiczej jeszcze dla mnie wkładki. Wtykam! Wetknąłem! Zaczynam przekręcać i ..... NIC! Blokada. Próbuje kilka innych manewrów kluczem, nadal nic. Tosia już pręży się z przyszykowanym, swoim kluczem, ciesząc się, że to ona dokona pierwszej penetracji. Kolejny test. Też klapa.

Złość narasta, a także myśl: "Co za idiota wymienił wkładkę na inną, nie informując o tym nikogo, nie rozdając nowych kluczy, a na dodatek zrobił to w piątkową noc, kiedy połowy ludzi, nie ma w bloku, a druga połowa już śpi."
Metodą chybił trafił wybieramy numerek któregoś z sąsiadów i modląc się, żeby nie odebrał go słowem na literkę "K". Sąsiad na szczęście porządny człowiek - otworzył ze zrozumieniem, jakby wiedział w czym jest problem.

Już w windzie wiedziałem jak pięknie podziękuję administracji.Przygotuję apel, apel na całą kartkę A4 i powieszę w strategicznym miejscu jakim jest winda i wejście do klatki. Tak też zrobiłem, a apel brzmiał w podobnym tonie ironii co wpisy na tym blogu. W skrócie tak:
"W imieniu (mam nadzieję) wszystkich mieszkańców chcielibyśmy podziękować za profesjonalną wymianę wkładki w zamku. Dziękujemy za to, że naprawa odbyła się bezproblemowo pod osłoną nocy bez zbędnego angażowania lokatorów. etc. etc."
tekst oryginalny postaram się znaleźć i umieścić"

Oczywiście, apel zajmował całą stronę i miał dużo więcej elementów wielbiących administrację.

Następnego dnia mój apel nadal dumnie wisiał w windzie. Jednak jakie było moje zaskoczenie kiedy na parterze minąłem pana w specyficznych ogrodniczkach wypakowanych kluczami, śrubokrętami i innej maści "cośtam-AMI". Nowej wkładki w zamku już nie było. Apel (mam nadziej on) zadziałał i rozpoczął piękną tradycję (patrz wpis poprzedni)

Apel drugi, nie mój, także piękny.

Naprawy wkładki, musieliśmy oczekiwać jeszcze ładnych kilkanaście dni. Klatka nadal stojąco otworem dla wszystkim, a także częste awarie oświetlenia, sprawiły, że poziom zdenerwowania jednego z lokatorów, zmusił go do wystosowania odpowiedniego APELU.

Ach jak pięknie mieć uczniów kroczących ścieżką, którą ja wyznaczyłem. Oto apel lokatora/ki.


Wkładka zamontowana, a pani A. i tak cię opierniczy

Nareszcie naprawioną wkładkę zamontowano. Wszystko działa etc. Pewnego dnia idąc z wielkim pudłem ledwo co sięgnąłem po klucze, już mam zamiar otworzyć drzwi i wejść. Kątem oka zauważyłem ją, kroczącą powolnym krokiem, lustrującą rzeczywistość "jej bloku" - Panią A. Kultura wzięła górę - postanowiłem przepuścić damę w drzwiach. W zamian za to co usłyszałem? Standardowe dziękuje było by nie wystarczające, ba. Usłyszałem to:
"Pan jak otwiera drzwi to niech pan nie ciągnie kluczem za wkładkę bo się psuje i trzeba będzie znowu wymieniać!"
I jak tej kobiety nie kochać. :)

środa, 21 kwietnia 2010

Strzeż się cichego psa i spokojnej wody...

...jak mówi stare rzymskie przysłowie. Jak wiadomo kolesie ze szczotkami na głowie i z kocem na plecach (osoby z małą zdolnością wizualizacji tekstu czytanego informuję że chodzi o Rzymian) mieli w tym dużo racji.

Już tłumaczę o co chodzi. Pewnego pięknego wieczora kiedy to wycieńczony zmaganiami sportowymi wracałem do domu, dostałem krótkiego lecz treściwego sms'a od mojej Tosi. Wiadomość brzmiała mniej więcej tak: "Wychodząc z windy uważaj na schodach na psie gówno".

Jak widzicie - treściwe zdanie.

Chwilę potem byłem już w swojej klatce schodowej, z sercem na ramieniu czekałem na przyjazd windy. Wsiadłem. Wcisnąłem piętro. Jadę. W głowie obmyślam plan w jakim systemie będę schodził tych parę schodków na nasze półpiętro.

Tutaj mała dygresja - mieszkam w 10 piętrowym bloku gdzie winda jeździ co 2 piętro (tylko na parzyste) - śmieszne co, obiecuje o tym napisać więcej w późniejszym terminie :)

Tak więc obmyślam plan. Słysze dźwięk że dotarłem na odpowiedni przystanek windy, otwierają się drzwi i........
....ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, moim oczom ukazało się kolejne ostrzeżenie. Tym razem na papierze i nie od Tosi, tylko przezornego/ej sąsiada/ki.

 Z jednej strony nie mogłem powstrzymać się od śmiechu z drugiej strony, mimo zapalonego światła, stąpałem po schodach jak po kruchym lodzie byle tylko w nic nie wdepnąć. Podczas mojej wędrówki "gównianą ścieżką" zauważyłem, że ostrzeżeń papierowych jest więcej. Systematycznie przyklejone co 1,5 metra pozdrawiały i ostrzegały za razem.

Tak więc "Strzeżcie się cichego psa i spokojnej wody" jeżeli nie macie takich sąsiadów jak ja. :)

Na drugi dzień rano po psiej kupie zostało tylko wspomnienie, a informacja graficzna została zarchiwizowana w koszu. Ciekawi mnie tylko jaki udział w tym, miała pani A. :)

A dlaczego "cichego psa" - bo jak robił kupę to pewnie nikt tego nie słyszał...