Jakże mi jest niezmiernie miło, że jedna z prowadzonych jej spraw dotyczyła mojej osoby. Właśnie mnie!
Dzień jak co dzień, zwykły, pracujący, nic w nim szczególnego. Godzina mocno popołudniowa, sugerująca mój powrót do domu. Wejście do klatki schodowej spowodowało na mej twarzy grymas, coś w stylu uśmieszku przez łzy, ponieważ zobaczyłem ją - Panią A. Stała bacznie na swym posterunku, lustrując mnie na wszystkie strony. Nie zdziwiłbym się, gdyby przez te parę sekund poznała kolor mojej bielizny, wzór na koszulce, oraz długość włosa na klatce. Taki nasz lokalny Sherlock Holmes.
Bez słowa razem wjechaliśmy na piętro Pani A. potem moje. Posłusznie i bez hałasów schowałem się w swym mieszkanku. Zaraz po wejściu podjąłem się wykonania czynności domowych bliżej nie określonych. Umysł zająłem na mniej więcej 3 minuty kiedy usłyszałem dzwonek do drzwi.
Otwieram bez lustrowania gościa judaszem. I któż inny staje w pełnej krasie przede mną? Nikt inny jak pies Baskerville'ów czyli administracyjny Sherlock Holmes. Krtań ma nie przepuściła jeszcze kulturalnego "dzień dobry", kiedy usłyszałem jej słowa wraz z oskarżeniem:
"CZY TO PAN WTYKA ZAPAŁKI DO WŁĄCZNIKÓW NA KLATCE??!!??!!"........... i zamarłem. W myślach przeglądałem wszystkie możliwe słowa kluczowe, pokrewne i bliskoznaczne powiązane z hasłami" "zapałki", "włączniki". Ile ja musiałem zużyć kory mózgowej, żeby zgadnąć o co tej pani chodzi. Zgadłem. Ktoś wpycha zapałki we włączniki, żeby światło nie gasło automatycznie. Pani A. pewnie takie zapałki znalazła, a dlatego, że parę minut wcześniej jechała ze mną windą, tak więc winnego znaleźć nie było trudno.
Po tym całym moim myśleniu, powstrzymując się mocno od śmiechu, zadałem Sherlockowi pytanie, które mnie mocno nurtowało.
"Po jaką cholerę, miałbym wtykać zapałki we włączniki, żeby mi światło nie gasło, kiedy zaraz po wyjściu z windy , chowam się do mieszkania, w którym nie wiem czy pani wie, ale mam prąd, mam światło, a nawet i bieżącą wodę?!?!"Jak miło było słuchać, wyjaśnień Pani A., mocno pogmatwanych i nie składnych. Ni stąd ni zowąd, z mieszkania wyskoczył sąsiad (ten dziwny ;] ), który od razu był w temacie. Ach te cienkie ściany i drzwi.
Reasumując, dedukcja Sherlock'a tym razem mocno zawiodła, a nawet i zgubiła. Pani A. nie potrafiła wyjaśnić, na jaki grzyb, miałbym wtykać te zapałki.
Oświeciłem ją, że to pewnie troszkę młodsi ode mnie, lubią posiedzieć na klatce, a światło jest im do tego niezbędne, a przecież nie będą co 3 minuty wstawali i zapalali. Nie żebym tak robił kiedyś.
Wysłuchała i odeszła! Po oczach widać było, że nie odpuści i niebawem zaplanuje kolejną zasadzkę, na mnie :).